UNDER-COACHING, CZYLI WIĘCEJ PRACY, MNIEJ GADANIA

Osobiście uważam, że prowadzenie treningu (czy to personalnego czy grupowego) to prawdziwa sztuka. Umiejętności miękkie, wiedza i doświadczenie mają ogromny wpływ na to, jak będziemy odbierani i jak dobrze przekażemy swoje nauki. Każdy dobry trener powinien mieć plan na swojego podopiecznego. Plan długofalowy, bo przecież nie da się osiągnąć wszystkiego przy pierwszym pakiecie 10 treningów.

Jednak często widzę (zresztą sam wpadałem w tę pułapkę), że trenerzy chcą przyspieszyć rzeczy jak tylko się da. Na każdym treningu zasypują nowego podopiecznego masą informacji o technikach progresji, biomechanice, pracujących mięśniach. Wypluwają ze swojego arsenału wszystkie najlepsze bronie. Wykładają karty na stół, już na pierwszych godzinach. Dlaczego? Może dlatego, że chcą zaimponować swoją niezwykłą wiedzą, a może z obawy że klient nie będzie zadowolony i zrezygnuje. Celowo teoretyzują swoją pracę, zapominając że głównym ich zadaniem jest – dawanie efektów.

Z pojęciem under-coaching spotkałem się w jednej z książek autorstwa Dan’a John’a (trenera, który był dla mnie inspiracją jeszcze przed pierwszym certyfikatem). Ciężko przetłumaczyć to bezpośrednio na nasz język, lecz ja rozumiem to jako celowe niedouczanie, skupianie się na (kilku) kluczowych kwestiach w czasie treningu.

Umyślnie nie daję zbyt wielu porad np. w trakcie wykonywania danego ćwiczenia. Chcę by podopieczny skupił się na jednej, kluczowej sprawie i doskonalił ją w trakcie właśnie tej serii/treningu. Nie tylko dawanie zbyt wielu rad na raz, ale też przesadne tłumaczenia (często z używaniem dziwnych metafor) potrafią nieźle namieszać w głowie. To skutkuje.. brakiem poprawy. I wtedy najczęściej taki „gadający” trener odpuszcza, jedynie przytakując, że „właśnie o to mu chodziło”.

Under-coaching w mojej ocenie to również pozwolenie podopiecznemu na porażkę. Celowo nie przerywam danej serii lub nie rzucam radami co powtórzenie, bo większość z nich odbiega od techniki. Jest to świetny sposób na to, żeby dana osoba doszła do tego uruchamiając własne rozumowanie. Oczywiście staram się ją nakierować odpowiednim pytaniem lub podpowiedzią, jednak moje fachowe definicje nic nie zdziałają – każdy musi to zrozumieć po swojemu. Pamiętając, że nie ma porażek a jedynie nauka.. zawsze zmierzamy do sukcesu.

Moim celem, który obrałem sobie na początku tej podróży, jest doprowadzanie podopiecznych do celów jakie obrali i uniezależnienie ich od mojej osoby. Bez względu czy będzie chodziło o dietę czy trening. Chcę przekazać wszystko co najważniejsze, by ta osoba stała się niezależna i rozumiała, co i dlaczego było przerabiane.

Pamiętajcie, że trener błyszczący wiedzą nie musi być dobry, a milczący nieefektywny. Naszym trenerskim zadaniem jest dawać Wam po prostu efekty.